a więc budzę się, otrząsam z koszmaru, wysuwam rękę spod kołdry, próbuję wymacać ciastka korzenne, bez otwierania oczu zjadam to śniadanie, nie chcę wychodzić z pokoju ale pora na poranny, okrutny prysznic. ruszam szukać mieszkania, a Ty mi pomagasz, a Ty mnie częstujesz surowym tytoniem i dajesz mi na podróż czekoladę bo na skraju załamania radzę sobie na jeden ze znanych mi sposobów i jest nim ucieczka, i ja biegnę na pociąg i pot paruje mi z czoła gdy konduktorka drukuje mi bilet. i dziadek o uśmiechu budzącym skojarzenia z porcelanową zastawą królowej chce rozmawiać o pkp a ankieta przypomina książkę a ja wolałabym się dowiedzieć coś o nim. ma grube szkła pryzmaty w oku tęczę i w moim wieku zrobił podróż przez całą Polskę z maksymalną liczbą przesiadek a ja zastanawiam się ile przez ostatnie lata zrobiłam tysięcy kilometrów. i gapię się przez okno i zajadam czekoladę i myślę o kanapeczkach, które kiedyś od Ciebie dostałam na drogę. i nadal mam karteczki z kanapeczek a te kanapeczki stawały mi w gardle, kiedy wysuwałam swoją dłoń z nie-Twojej dłoni. i jadę jadę i mijam wszystkie męczące zapachy, dźwięki i słowa i jadę jadę i kamień mięśniowy zaczyna się topić, mam w głowie dużo prawie-mądrych myśli ale wydaje mi się, że to prawie-słuszne żeby się nimi nie dzielić, zostawiam więc sobie jeden obrazek, jak ktoś chcąc przykładowo w trakcie pożaru wybić szybę musi najpierw stłuc szybę od młotka, żeby się do niego dostać i tymże już młotkiem i świeżo zakrwawioną ręką móc wybić szybę właściwą, stacja papieros na stacji paliw obowiązkowy, historii o kobietach pompujących koła odkurzaczem nigdy dość, w końcu jeżeli przez całą noc impreza i gra koń rafał wiadomo, że to fizjolodzy.
selfietime
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz